Jolanta Budzowska uważa, że fundusz na leczenie ofiar wypadków zasilany z grzywien pochodzących od nietrzeźwych sprawców nie jest dobrym pomysłem. W jej ocenie problemem byłby m.in. podział środków między kolejne podmioty lecznicze zajmujące się poszkodowanym. [czytaj więcej]
„Leczenie ofiar wypadków trwa latami i kosztuje krocie: zapłacą nietrzeźwi kierowcy?” Katarzyna RoŻko/Rynek Zdrowia | 17-01-2014
Tylko w 2012 r. w wypadkach spowodowanych przez pijanych kierowców rannych zostało ponad 3 tys. osób. Koszty ich leczenia zamykają się w milionach złotych. Czy za hospitalizację i rehabilitację powinien zapłacić nietrzeźwy sprawca?
Według danych Komendy Głównej Policji w 2012 r. miało miejsce 37 tys. wypadków drogowych, w których rannych zostało 45,7 tys. osób. Nietrzeźwi kierowcy byli sprawcami 2,3 tys. wypadków, w których zginęło 306 osób, a rannych zostało 3,1 tys.
- Nie ma dwóch takich samych przypadków, ale pamiętajmy, że samochody są obecnie szybsze i większe niż te sprzed kilku dekad. Prędkość i masa tworzą z auta prawdziwy pocisk. Jeśli samochód uderzy w pieszego, zazwyczaj ginie on na miejscu. W przypadku poszkodowanych w samochodach zwykle są to mnogie obrażenia ciała: niemal zawsze głowy, klatki piersiowej, miednicy oraz złamania kończyn - mówi nam dr Czarosław Kijonka, ordynator SOR w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym Nr 5 w Sosnowcu, które pełni funkcję Centrum Urazowego.
Ile trwa średni okres leczenia?
Specjalista zaznacza, że mowa o ciężkich obrażeniach, wymagających najpierw agresywnych działań ratujących życie, bardzo kosztownych, czaso- i pracochłonnych.
- Następnie poszkodowani przechodzą zabiegi na chirurgii operacyjnej, neurologii, chirurgii naczyń, chirurgii szczękowej, urologii. Wymagają długiej hospitalizacji i długotrwałej rehabilitacji. Średni okres leczenia ofiary wypadku - pacjenta w stanie ciężkim - trwa dwa lata. Mówimy o przypadku, gdy poszkodowany nie został kaleką i nie ma trwałego uszczerbku na zdrowiu - dodaje ordynator SOR w Sosnowcu.
Dodatkowo - jak wskazuje lekarz - mamy do czynienia z osobą przez wiele miesięcy wyłączoną z pracy, której być może przyznana zostanie grupa inwalidzka. W sezonie letnim, w okresie natężenia ruchu drogowego związanego z wyjazdami na weekendy i wakacje, do szpitala w Sosnowcu trafia miesięcznie ponad 100 ofiar wypadków w stanie ciężkim. Koszty ich leczenia w jednej tylko lecznicy idą w setki tysięcy złotych.
Wśród pacjentów Górnośląskiego Centrum Rehabilitacji REPTY w Tarnowskich Górach nie brakuje poszkodowanych w wypadkach samochodowych. Wiesław Rycerski, zastępca dyrektora ds. lecznictwa placówki wyjaśnia, że powrót do sprawności zależy od wielu czynników, m.in. od wieku i sprawności przed wypadkiem.
- Może to być kilkanaście tygodni, ale i wiele lat, gdy mamy do czynienia z powikłaniami lub urazem wielonarządowym. Do powikłań może dojść także w trakcie leczenia, na uraz pierwotny mogą nałożyć się kolejne - mówi portalowi rynekzdrowia.pl Wiesław Rycerski.
Jego zdaniem istotne jest pytanie nie tylko o czas leczenia (w przypadku ortopedii to 3-6 tygodni), ale także o to, na ile ten okres wypełniony jest działaniami związanymi z terapią.
- Być może pacjent potrzebowałby leczenia przez 12 tygodni, ale NFZ finansuje tylko 6. I co dalej? Jeśli kogoś stać na kontynuowanie terapii za własne pieniądze, na pewno na tym skorzysta. Ale co z osobami pozbawionymi takich możliwości? W tej sytuacji powrót do zdrowia jest trudniejszy, dłuższy lub nie następuje w ogóle - podkreśla zastępca dyrektora.
Rehabilitacja nie może czekać
Wiesław Rycerski zwraca uwagę, że dochodzenie roszczeń w oparciu o procesy cywilne trwa. Tymczasem pacjenta czeka długa rehabilitacja.
- Teoretycznie zapewnia ją system ochrony zdrowia, jest on jednak niedrożny, bo na rehabilitację przeznacza się za mało środków. Wyjściem jest szybsza, płatna rehabilitacja w placówkach prywatnych. W praktyce wielu chorych z niej nie korzysta, ponieważ ich na to nie stać, a pieniądze przychodzą zazwyczaj zbyt późno - mówi doktor Rycerski.
Czy pijani kierowcy - sprawcy wypadków powinni zatem ponosić pełniejszą odpowiedzialność finansową za leczenie swych ofiar?
- Pojawia się jednak pytanie, co w przypadku, gdy kierowca sam jest poszkodowany albo ginie? Kto miałby płacić? Jego rodzina? Tu powinna jednak działać odpowiedzialność państwa - uważa Rycerski.
Nad problemem karania i odpowiedzialności pijanych kierowców zastanawia się również dr Czarosław Kijonka.
- Wysoka kara finansowa będzie na pewno bardzo dotkliwa - ocenia specjalista. - Czy i w jaki sposób pieniądze z grzywien mogłyby być przeznaczane bezpośrednio na leczenie ofiar wypadków? Na pewno płatnik powinien zadbać o dobre finansowanie szpitalnych oddziałów ratunkowych, ponieważ wypadków - z różnych powodów - wciąż jest bardzo dużo, a SOR jest kluczową jednostką w stabilizacji funkcji życiowych, pierwszym etapem ratowania i leczenia ratunkowo-operacyjnego - dodaje dr Kijonka.
Grzywny od pijanych na koszty leczenia?
Dr Rafał Muchacki, senator PO i lekarz, zwracał już uwagę na łamach Rynku Zdrowia, że ''dobrym rozwiązaniem byłoby, aby NFZ mógł żądać od kierowcy, który spowodował wypadek w stanie nietrzeźwości, zwrotu kosztów leczenia poszkodowanych''. - Nie byłyby one wówczas pokrywane przez nas wszystkich, z naszych składek zdrowotnych - mówił nam senator Muchacki.
- Proponowałbym rozwiązanie, w którym mandaty od kierowców, którzy niekoniecznie spowodowali wypadek, ale prowadzili pod wpływem alkoholu, przekazywać na specjalne konto, z którego byłyby finansowane nie tylko leczenie i rehabilitacja, ale również stypendia dla dzieci które zostały osierocone - wskazuje senator.
Według policyjnych danych, w 2012 r. zatrzymano blisko 171 tys. nietrzeźwych kierujących. Przypomnijmy, że we wspomnianym roku w wyniku działań tej grupy kierowców rannych zostało 3,1 tys. osób. Zgodnie z zapowiedziami premiera, pijani kierowcy mają płacić grzywny od 5 tys. do nawet 100 tys. zł. Nie ulega wątpliwości, że ponad 171 tysięcy mandatów po 5 tys. zł każdy mogłoby pokryć część kosztów leczenia ofiar wypadków pijanych kierowców...
Jolanta Budzowska, radca prawny z kancelarii Budzowska Fiutowski i Partnerzy, specjalizująca się w roszczeniach odszkodowawczych, uważa jednak, że fundusz na leczenie ofiar wypadków zasilany z grzywien pochodzących od nietrzeźwych sprawców nie jest dobrym pomysłem. W jej ocenie problemem byłby m.in. podział środków między kolejne podmioty lecznicze zajmujące się poszkodowanym.
- Grzywny mogłyby wpływać na wydzielony rachunek w NFZ, z którego finansowane byłyby, w większym stopniu niż wynika to z dotychczasowych kontraktów, szpitalne oddziały ratunkowe przyjmujące największą liczbę ofiar wypadków drogowych - mówi mecenas Budzowska.
Zapłacą ubezpieczyciele?
W jej opinii nie ma także powodu, aby NFZ nie mógł dochodzić zwrotu kosztów leczenia ofiar pijanych kierowców od ich ubezpieczycieli.
- Tak pozyskane środki powinny - podobnie jak grzywny - zasilić budżet Funduszu, uprzednio uszczuplony przez finansowanie takiego leczenia. W efekcie obowiązek wyegzekwowania od sprawców sum wypłaconych wcześniej NFZ ciążyłby na zakładach ubezpieczeń, a te są najlepiej do tego przygotowanymi i doświadczonymi podmiotami - uważa Jolanta Budzowska.
Wskazuje, że ubezpieczyciele już obecnie dochodzą (najczęściej w sądach) roszczeń regresowych, czyli zwrotu odszkodowań wypłaconych osobom poszkodowanym w wypadkach, które spowodowali pijani kierowcy.
- Warto podkreślić, że w takich przypadkach ubezpieczenie OC działa - tzn. chroni ofiary, którym przysługuje bezpośrednio od ubezpieczyciela m.in. rekompensata kosztów leczenia, jakie ponieśli z własnej kieszeni, ale kierowca musi się liczyć z obowiązkiem zwrotu tych pieniędzy zakładów ubezpieczeń. W sytuacji, gdy do zwrotu byłyby też koszty leczenia finansowane pierwotnie przez NFZ - sprawca ponosiłby przez wiele lat konsekwencje finansowe swojego czynu - mówi mecenas.