Rozlane zapalenie otrzewnej – za opóźnienie w diagnozie i błąd medyczny ponad 400 tys. zł.!
Historia jednego z naszych Klientów rozpoczęła się w 2010 r., gdy z silnym bólem brzucha trafił do szpitala (nazwijmy go umownie szpitalem A). Jako że był pacjentem onkologicznym, dbał o zdrowie i bardzo ostrożnie podchodził do wszystkich niepokojących objawów. Obaw naszego Klienta nie podzielił jednak personel medyczny ...
Klient został odesłany do domu po kilku dobach. Już kolejnego dnia po wypisie trafił jednak do tego samego szpitala, z jeszcze silniejszymi dolegliwościami. Zakładając tym razem, że nastąpił nawrót choroby onkologicznej, Klienta przekazano do szpitala (szpitala B), w którym przed laty się leczył.
W drugim ze szpitali zlecono wobec Klienta diagnostykę, nadal jednak przez wiele kolejnych dni nie podejmowano interwencji chirurgicznej, która, jak się później okazało, była konieczna. Gdy wreszcie naszego Klienta zoperowano, stwierdzono liczne ropnie i rozlane zapalenie otrzewnej (odessano ponad 3 litry ropy); pacjent był już w stanie poważnego zagrożenia życia. Podczas operacji zaszła konieczność wycięcia znacznej części jelita, które następnie zeszyto „koniec do końca”. Okazało się to postępowaniem nieprawidłowym. W tak masywnym stanie zapalnym jelito się bowiem rozeszło i konieczne było wykonanie kolejnej operacji, aby ratować życie pacjenta, wyłaniając stomię. Stomia – skutek błędu medycznego – była codziennością pacjenta przez ponad rok, aż wreszcie operacyjnie udało się ją zamknąć. Pacjent pozostał jednak trwale okaleczony – po tak znacznej resekcji jelita jego codzienne funkcjonowanie jest znacznie upośledzone.
W procesie, który wiąże się z tą historią pozwano obydwa szpitale – obydwa bowiem dopuściły się zdaniem powoda istotnych uchybień. W obu doszło do opóźnienia w diagnozie i leczeniu, co skutkowało po stronie powoda znaczną szkodą i krzywdą. Ostatecznie jednak w wyroku Sądu I instancji uznano odpowiedzialność tylko pierwszego z pozwanych. Sąd przyjął, że pierwszy szpital mógł podjąć takie działania, które pozwoliłyby powodowi uniknąć szkody. Natomiast w stanie, w jakim powód trafił do drugiego szpitala, szanse na jego skuteczne leczenie były już zbyt małe, aby obciążyć go odpowiedzialnością.
Sprawę skomplikowało orzeczenie Sądu drugiej instancji, wydane w efekcie apelacji szpitala A. Sąd ten uznał bowiem, że szpital A, który obciążono odpowiedzialnością za stan zdrowia powoda nie może odpowiadać za cały uszczerbek na zdrowiu, jakiego powód doznał, w sytuacji, w której i szpital B popełnił pewne błędy - nawet jeśli te błędy nie miały aż tak dużego znaczenia, aby zasądzać od szpitala B jakiekolwiek kwoty. Sąd odwoławczy uznał też, że należy rozdzielić szkodę wywołaną przez szpital A od szkody spowodowanej przez Szpital B i przyjął w efekcie, że szpital A odpowiada tylko za 2/3 szkody powoda, obniżając o 1/3 zasądzone na rzecz powoda zadośćuczynienie.
Od tego wyroku Kancelaria BFP złożyła w imieniu powoda skargę kasacyjną do Sądu Najwyższego. Argumentowaliśmy, że szkoda na zdrowiu powoda jest jedna i niepodzielna. Jest nią uszczerbek na zdrowiu, którego można było uniknąć włączając prawidłowe leczenie zarówno w szpitalu A, jak i w szpitalu B. Różnica polegała jedynie na tym, że z upływem czasu szanse na uniknięcie tej szkody były coraz mniejsze.
Skarga kasacyjna przyniosła oczekiwany efekt. Sąd Najwyższy uchylił zaskarżony wyrok, zwracając sprawę do rozpoznania Sądowi Apelacyjnemu. Stwierdził, że jeżeli Sąd Apelacyjny dostrzega jakąś oddzielną szkodę, za którą miałby odpowiadać wyłącznie szpital B, to powinien ją dokładnie zdefiniować uzasadniając swoje stanowisko; nie wystarcza bowiem enigmatyczne rozdzielenie proporcji „udziału w szkodzie” na 2/3 i 1/3.
Sprawa wróciła zatem do ponownego rozpoznania przez Sąd Apelacyjny - i dziś (3 lipca 2020 r.) została rozstrzygnięta na korzyść naszego Klienta!
Sąd Apelacyjny po ponownym zapoznaniu się ze sprawą uznał, że wyrok Sądu I instancji był w pełni prawidłowy, że ciężar odpowiedzialności za uszczerbek na zdrowiu powoda ciąży na szpitalu A, zaś pierwotnie zasądzone na rzecz naszego Klienta zadośćuczynienie było odpowiednio wysokie i w pełni adekwatne do krzywdy, jakiej doznał. Oznacza to, że nasz Klient otrzyma dodatkową sumę zadośćuczynienia, która, poprzednio zakwestionowana, nie została wcześniej powodowi wypłacona. Dodatkowo, Klient otrzyma także odszkodowanie, rentę i odsetki od 2013 roku.
Cały proces trwał 8 lat - choć to (niestety!) nie jest rekord. Ważniejsze jednak niż czas jest w tej historii coś innego – jest ona dowodem na to, że zaangażowanie i wytrwałość pozwalają doprowadzić sprawy naszych Klientów do szczęśliwego końca. Rozstrzygnięcia, z jakimi się spotykamy nie zawsze są takie, jakich byśmy oczekiwali – ale jeżeli mamy argumenty i środki, aby je kwestionować, będziemy Państwa przekonywać, że nie warto się poddawać:)