Czy błędów medycznych nie da się uniknąć? - rozmowa Edyty Ochmańskiej z mec. Jolantą Budzowską
Błąd medyczny zrujnował mu życie. 17-letni chłopak miał ambitne plany i szerokie możliwości. Legły one jednak w gruzach podczas prostego zabiegu operacji wyrostka. Podano mu zły gaz do znieczulenia, wskutek czego dziś jest sparaliżowany, nie jest w stanie samodzielnie się poruszać.
Ojciec chłopca przez 10 lat wierzył, że prokuratura wyjaśni sprawę. Lekarze forsowali jednak tezę, że był to przypadek podobny do tzw. białej śmierci, czyli że do NZK (nagłego zatrzymania krążenia) doszło z niewyjaśnionych przyczyn, co zdarza się podobno raz na milion. Szpital w międzyczasie oddał na złom użyty podczas zabiegu aparat do znieczulania, zniszczył dokumentację techniczną. Co więcej, prokuratura po 10 latach umorzyła sprawę twierdząc, że nastąpiło przedawnienie.
W sądzie cywilnym ta sprawa ciągnęła się sześć lat, i to wcale nie jest dużo, jak na tego typu sprawy. Ostatecznie mężczyźnie przyznano w 2014 roku wysokie, jak na polskie warunki zadośćuczynienie – 900 tys. zł. Ma też wypłacaną co miesiąc rentę w wysokości 16 tys. zł, na rehabilitację, opiekę i leczenie, a także prawie 350 tys. zł na specjalistyczne urządzenia, które musi mieć w domu.
Polskie szpitale nie chcą płacić odszkodowań
Polskie szpitale nie chcą płacić pacjentom odszkodowań, walczą do końca. Zazwyczaj odpowiadają standardowo, że leczenie było prawidłowe i nie widzą podstaw do zgłaszania skarg.
Postępowania dotyczące błędów lekarskich są z natury trudne, bo szpital, wraz z ubezpieczycielem, zazwyczaj nie bierze odpowiedzialności i broni się do samego końca. Nawet w sytuacjach, gdy po przeanalizowaniu dokumentacji medycznej, nie ma żadnych wątpliwości, że doszło do błędu medycznego. W szpitalach nie ma woli ugody czy nawet chęci wyjścia naprzeciw potrzebom pacjenta, który potrzebuje pieniędzy na rehabilitację, leczenie. Pacjent najczęściej chce zapomnieć o tym, co się stało, a nie sądzić się przez lata.
– W sporze ze szpitalem o błąd medyczny trzeba być gotowym na wszystko. – mówi Jolanta Budzowska – Proces może być bardzo obciążający psychicznie, dlatego tak ważna jest świadomość, że nie jest się w procesie samemu, że ma się u swojego boku doświadczonego prawnika. Staram się uświadamiać klientom, co ich może czekać. Trzeba być gotowym na to, że opinie biegłych będą nierzetelne, a wręcz nieprawdziwe. To jest chleb powszedni. Dominuje przekonanie, że poszkodowany pacjent nie ma racji i próbuje się przerzucić na niego winę. Udowodnienie lekarzowi błędu wcale nie jest łatwe. Trzeba bowiem wykazać, że kluczową rolę w pogorszeniu stanu pacjenta odegrał błąd medyczny, a nie naturalne przyczyny schorzenia lub urazu. Z tego powodu pomimo dużej liczby skarg i zawiadomień o błędach lekarskich, rzadko dochodzi do skazania lekarzy w procesach karnych. Warto jednak walczyć o swoje prawa, bo wygrana renta, zadośćuczynienie i odszkodowanie za błąd medyczny pozwalają na prywatne leczenie i rehabilitację, niezależnie od długości kolejek do lekarzy „na NFZ”.
Sprawy w sądach trwają jednak latami. Przegrani odwołują się w nieskończoność. Powoływani są kolejni biegli, a lekarze utrudniają pacjentom dostęp do dokumentacji medycznej. Efekt jest taki, że tylko najwytrwalsi składają pozwy przeciwko sprawcom swoich cierpień.
Chusta pozostawiona w brzuchu
Klasycznym przykładem oczywistego błędu medycznego jest pozostawienie ciała obcego w polu operacyjnym. Z tego trudno się wytłumaczyć, to jest fakt któremu trudno zaprzeczyć. Ubezpieczyciel może powiedzieć: „tak rzeczywiście nie powinno się zostawiać obcych przedmiotów w brzuchu, no i właśnie dlatego drogi pacjencie oferuje ci pięć tysięcy złotych”. Pytanie czy to jest wystarczające?
Na te i inne pytania, odpowiedzi znajdziesz w artykule: