26 grudnia 2014

Rekordowe zadośćuczynienie ws błędów okołoporodowych [12.2014]

Sąd Okręgowy w Warszawie, w wyroku wydanym w przeddzień Wigilii 2014 r., po czterech latach trwania procesu uznał, że błąd lekarski jest niewątpliwy i zasądził na rzecz poszkodowanych następujące kwoty:   - na rzecz poszkodowanego prowadzeniem porodu dziecka: od Szpitala i ubezpieczyciela:   a)     1.100.000 zł zadośćuczynienia, b)     blisko 19.000 zł odszkodowania, c)     ponad 140.000 zł skapitalizowanej renty,

Sąd Okręgowy w Warszawie, w wyroku wydanym w przeddzień Wigilii 2014 r., po czterech latach trwania procesu uznał, że błąd lekarski jest niewątpliwy i zasądził na rzecz poszkodowanych następujące kwoty:  

- na rzecz poszkodowanego prowadzeniem porodu dziecka: od Szpitala i ubezpieczyciela:  

a)     1.100.000 zł zadośćuczynienia,

b)     blisko 19.000 zł odszkodowania,

c)     ponad 140.000 zł skapitalizowanej renty,

d)     bieżącą miesięczną rentę w kwocie około 12.000 zł,

- na rzecz matki dziecka kwotę 150.000 zł zadośćuczynienia,

- na rzecz ojca  dziecka kwotę 100.000 zł zadośćuczynienia,

Wszystkie kwoty z odsetkami za czas trwania procesu.

Dodatkowo, z uwagi na naruszenie dóbr osobistych matki dziecka poprzez sposób jej traktowania przez lekarza prowadzącego poród, Sąd zasądził od niego na rzecz powódki kwotę 10.000 zł zadośćuczynienia.

Sąd ustalił odpowiedzialność na przyszłość za dalsze szkody, które mogą powstać w przyszłości w związku z przebiegiem porodu.

Powodowie wystąpili z pozwem we wrześniu 2010 roku, domagając się m.in. zasadzenia na rzecz małoletniego syna kwoty 1.200.000 zł. tytułem zadośćuczynienia. Stan faktyczny, będący podstawą ich żądań, był następujący:

W wieku lat 27 powódka była w swojej pierwszej ciąży. Dziecko, którego wraz z mężem, drugim z powodów, oczekiwała, było zaplanowane i upragnione; powodowie dokładali zatem wszelkich starań, aby ciąża przebiegała bez zakłóceń. Od ósmego tygodnia ciąży powódka pozostawała pod stałą opieką lekarza ginekologa – położnika.   

Przez większość czasu ciąża powódki przebiegała prawidłowo. W 30 i 36 tygodniu ciąży powódka była co prawda przez kilka dni hospitalizowana z uwagi na zagrażający poród przedwczesny, niemniej zastosowanie leczenia zachowawczego i podanie No-spy wystarczyło, aby zagrożenia wcześniejszego porodu uniknąć. Powódka donosiła ciążę; akcja porodowa rozpoczęła się w 39 tygodniu ciąży.  

Kiedy powódce odpłynęły czyste wody płodowe, udała się ok. godz. 16 do pozwanego szpitala. Tam, po zarejestrowaniu, powódka została umieszczona na sali porodowej, zbadana wewnętrznie i podłączona do kardiotokografu (KTG). Powódce nie wykonano natomiast badania USG, pomimo że m. in. obwód jej brzucha sugerował duże rozmiary dziecka (istotnie, waga urodzeniowa małoletniego powoda wyniosła 4300 g). O godzinie 20.00 powódce podano – bez zlecenia lekarza - 5 jednostek oksytocyny (kroplówki naskurczowej). Pomimo tego powódka nadal miała trudności z urodzeniem dziecka. Ok. godziny 20.30 powódkę ponownie podłączono do KTG; zapisu KTG nie uznano jednak niepokojący. Około północy w dniu 29 września 2007 r. raz jeszcze wykonano KTG; wówczas zapisy były już nieprawidłowe (późne deceleracje, zawężona oscylacja, tachykardia) i świadczyły o poważnym zagrożeniu dla rodzącego się dziecka. Pomimo tego prowadzący poród lekarz nie podjął decyzji o ukończeniu porodu cesarskim cięciem. Powódka kontynuowała poród siłami natury, przy czym w II okresie porodu lekarz nie zastosował nawet żadnego z możliwych, przyspieszających poród zabiegów położniczych; kleszczy lub próżnociągu, pomimo że w momencie rozpoczęcia II okresu porodu tętno rodzącego się dziecka spadło poniżej 90 uderzeń na minutę. Lekarz ten wykonał natomiast - zarzucony dawno przez naukę medyczną z uwagi na związane z nim niebezpieczeństwo  uszkodzenia dziecka - zabieg Kristellera, polegający na wypychaniu dziecka z łona matki poprzez ucisk na dno macicy.

Niezależnie od powyższego, w toku porodu lekarz zachowywał się względem powódki niegrzecznie, a wręcz obraźliwie; zwracając się do powódki lekarz ten używał sformułowań: „zajmij się tym co do ciebie należy”, „nie marnuj mojego cennego czasu”, czy: „możesz sobie skiełczeć, teraz i tak już nic ci nie pomoże”. Z oczywistych względów postawa lekarza prowadzącego poród nie wpływała korzystnie na jego przebieg; powódka zdenerwowana już samym faktem pierwszego w jej życiu, bolesnego i trudnego porodu, musiała znosić dodatkowy stres i upokorzenie. 

W tych warunkach, w godzinach późnonocnych, urodził się się syn powodów – z rączką przy główce, dwukrotnie owinięty pępowiną, w ciężkiej zamartwicy; otrzymał 3 punkty w skali Apgar (na dziesięć możliwych). Dziecko musiało zostać poddane resuscytacji krążeniowo – oddechowej; tj. zespołowi zabiegów zmierzających do przywrócenia jego podstawowych funkcji życiowych. Po przywróceniu funkcji życiowych powoda umieszczono w inkubatorze.

Tymczasem lekarz, prowadząc trzeci okres porodu (urodzenie łożyska), a także już po zakończeniu porodu, wykonując czynności związane z szyciem pękniętego krocza, zachowywał się w stosunku do powódki jeszcze bardziej agresywnie, oznajmiając jej, że „będzie cerował jej rozerwaną jak po bombie d…”, czy też polecając powódce, aby „zsunęła d… bo nie będzie przed nią klękał”. 

Dotknięta zachowaniem lekarza prowadzącego poród, a przede wszystkim załamana stanem zdrowia swojego dziecka, powódka złożyła skargę na zachowanie lekarza do ówczesnej dyrektor pozwanego szpitala oraz do Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej. Odpowiadając na skargę pozwany szpital przyznał, że zachowanie lekarza względem powódki było niedopuszczalne i obrażające oraz że zachowanie takie uzasadnia rozwiązanie umowy łączącej tego lekarza z pozwanym szpitalem, co jednak – jak stwierdzono – nie jest możliwe z uwagi na brak możliwości natychmiastowego zapewnienia zastępstwa dyżurowego. Dyrektor szpitala strony pozwanej oświadczyła również, że osoby takie jak rzeczony lekarz podważają prawidłowy wizerunek szpitala oraz że ordynator oddziału ginekologiczno – położniczego udzielił mu „upomnienia z pełną kontrolą merytoryczną działań tegoż lekarza”.

Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej w związku ze skargą powódki wszczął postępowanie wyjaśniające, które doprowadziło do postawienia lekarzowi zarzutów: (i) nieprawidłowego prowadzenia porodu powódki, (ii) wadliwej oceny objawów zagrażającej zamartwicy dziecka, które wystąpiły już w pierwszym okresie porodu (a zatem przed godziną 1.30), (iii) niewykonania niezbędnego w zaistniałej sytuacji cięcia cesarskiego - co spowodowało niedotlenienie, a w konsekwencji rozstrój zdrowia małoletniego powoda; zarzucił nadto lekarzowi obraźliwe i aroganckie zachowanie względem powódki. Potwierdziwszy te zarzuty przeprowadzonym postępowaniem wyjaśniającym Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej złożył do Sądu Lekarskiego wniosek o ukaranie lekarza. W trakcie postępowania przed Sądem Lekarskim, pomimo powagi postawionych mu zarzutów, lekarz nie zmienił swojej postawy względem powódki; w trakcie zeznań powódki półgłosem je komentował, twierdząc między innymi, że powódka „jest śmieszna”. Ostatecznie lekarz został uznany za winnego zarzucanych mu czynów; za czyny te wymierzono mu karę nagany.

Stan zdrowia małoletniego powoda wywołany niedotlenieniem w okresie okołoporodowym od początku był i nadal jest zły. Początkowo powód wymagał tlenoterapii i umieszczenia w inkubatorze. Już w pierwszej dobie życia u powoda wystąpiły drgawki noworodkowe. Powód wykazywał cechy obniżonego napięcia mięśniowego, był spocony, niespokojny, a na jego ciele występowały uogólnione obrzęki. Powód nie wykazywał typowych dla noworodków odruchów (odruch chodu, pełzania), albo też odruchy te były niepełne (odruch Moro) lub osłabione (odruch ssania).

U powoda rozpoznano ciężką zamartwicę urodzeniową, drgawki noworodkowe, wrodzone zapalenie płuc i inne zaburzenia układu nerwowego. W związku z obniżonym napięciem mięśniowym próbowano u powoda wykonywać ćwiczenia usprawniające, ale współpraca rehabilitantów z dzieckiem była trudna. Wypisując małoletniego powoda ze szpitala jego rodzicom zalecono, aby ich syn pozostawał pod stałą opieką neurologiczną i pediatryczną oraz aby poddawany był codziennej rehabilitacji (rodziców powoda pouczono, w jaki sposób mają tę rehabilitację prowadzić, jak również wydano skierowano na rehabilitację).

W związku z faktem, że żmudna rehabilitacja małoletniego powoda nie przynosiła u niego oczekiwanych rezultatów, z czasem u powoda zaczęto podejrzewać mózgowe porażenie dziecięce. W tym okresie powód wykazywał duże napięcie oraz dyskoordynację ruchową i opóźniony rozwój psychoruchowy. Ostatecznie niedługo potem  u powoda rzeczywiście rozpoznano mózgowe porażenie dziecięce.

Mózgowe porażenie dziecięce, na które cierpi powód, powoduje niedowład wszystkich kończyn, bardzo duże napięcie mięśniowe, uniemożliwia powodowi wykonywanie prawidłowych ruchów unoszenia, zginania, prostowania i odwracania. W wieku trzech lat powód nie potrafił samodzielnie stać, a tym bardziej chodzić, nie siadał ani nie pełzał, miał również trudności z chwytaniem przedmiotów rączkami; nadto przykurcz mięśni żuchwy i języka utrudniał powodowi naukę mówienia; powód wypowiada tylko kilka pojedynczych, prostych słów. Lekarze i rehabilitanci sprawujący nad powodem opiekę są zgodni co do tego, że powód wymaga dalszej stałej, wielokierunkowej rehabilitacji w celu poprawy jakości życia, natomiast rokowania co do poprawy jego stanu zdrowia są niekorzystne.

W ustnym uzasadnieniu wydanego wyroku Sąd podzielił niemal wszystkie zarzuty pozwu,

W procesie powodów reprezentują mec. Jolanta Budzowska i mec. Karolina Kolary.

Inne wygrane sprawy